100% ciebie w tobie

Jeden z telewizyjnych programów typu show polega na tym, że mniej lub bardziej znane osoby udają superznanego wykonawcę estradowego śpiewając jego utwór. Uwagę zwraca ogromna dbałość o szczegóły, m.in. w naśladowaniu wyglądu, głosu oraz charakterystycznego sposobu poruszania się danej osoby. Celem jest osiągnięcie dużej wiarygodności, by na pierwszy rzut oka trudno było odróżnić oryginał od kopii.

Jak to się sprawdza? Raz lepiej, raz gorzej. Zwykle uczestnicy wspomnianego programu mówią, że wiele godzin ćwiczyli, by się upodobnić do pierwowzoru, a sztab charakteryzatorów, fryzjerów i speców od wszelkich efektów pomagał im zrealizować zadanie. Efekty tych starań można obejrzeć w telewizji. Ta zabawa w udawanie ściąga miliony widzów. Im bardziej wyrzekniesz się swojego ja i upodobnisz do „ja” kogoś innego, tym lepiej dla widowiska.

Inaczej jest w życiu codziennym, z daleka od sceny czy świateł fleszy i reflektorów. Tu nie ma miejsca na udawanie, bo fałsz łatwo zostanie odkryty w zachowaniu, geście, skrzywieniu ust, pochopnie danej obietnicy. Czy prywatnie (nie mam na myśli zawodu aktora) można stale wiarygodnie udawać, że jest się kimś innym? Można naśladować zachowania. Można pochłonąć tony książek, by napełnić się wiedzą. Ale co z wartościami i reprezentującymi je postawami? Tak, to raczej inna kategoria, „waga ciężka” jak określiliby to komentatorzy sportowi.

A teraz mam dla ciebie zadanie. Obejrzyj ten film z autorskim wykonaniem pewnej piosenki.

W Polsce niewiele osób zna język, w którym śpiewa ten wykonawca. Ale wystarczy popatrzeć, w jaki sposób to robi, by domyślić się, że śpiewa o rzeczach dla niego ważnych, by nie rzec – fundamentalnych. Całym sobą pokazuje zaangażowanie i wiarę w moc swoich słów.

To Llouis Llach, kataloński (broń Boże nie myl, że hiszpański!) bard. Dla Katalończyków to taki Kaczmarski do potęgi entej (nie bez kozery wspominam Kaczmarskiego, ponieważ on właśnie spopularyzował własną interpretację jednego z utworów Llacha, która w Polsce nosi tytuł „Mury”), przeciwnik dyktatury, poeta spraw najprostszych i najważniejszych: miłości, przyjaźni, wolności, życia i śmierci. W pieśni „Venim del nord denim del sud” Llach śpiewa o tym, że musimy iść, by nieść i głosić wolność. I nic nas przed tym nie powstrzyma.

Przyznam się, że za każdym razem oglądając i słuchając tego utworu Llacha, mam ciarki na plecach. Parafrazując Woody’ego Allena (który powiedział: „Kiedy słucham Wagnera, mam ochotę napaść na Polskę”), kiedy słucham Llacha, mam ochotę dokonać czegoś wielkiego, walczyć o wolność, o fundamentalne wartości. Bo Llach nie udaje. Jest prawdziwy w tym, co robi. On taki po prostu jest – i to jest jego siła. Wierzy w to, o czym śpiewa. I ja mu wierzę. I wiele milionów ludzi, których porywa swoimi pieśniami.

I nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że ty też możesz porywać tłumy. Oczywiście nie muszą to od razu być miliony. I nie musisz się za nikogo przebierać ani nikogo udawać. Jeśli twoje wartości są słuszne, wystarczy, być po prostu sobą.

Tylko musisz wiedzieć, na których wartościach najbardziej ci zależy. Jakie wartości są dla ciebie ważne? Jak je okazujesz swoją postawą?

PS Rewelacyjne poetyckie tłumaczenie na język polski (Jarosław Gugała i Carlos Marrodán) i wykonanie piosenki (Zespół Reprezentacyjny) znajdziesz TUTAJ.