Co jakiś czas pojawia się moda na znajomość kolejnego języka obcego. Posługiwanie się angielskim, hiszpańskim czy niemieckim jest już standardem i nie robi wrażenia na pracodawcach. Dlatego im bardziej nietypowy język znamy, tym mniej musimy się martwić o pracę i wysokość zarobków. Do takich obecnie zalicza się języki skandynawskie czy niderlandzkie.
Ale czy znamy język żyrafy? Czy rozmawiamy w języku żyrafy? I co to znaczy?
Rok temu znalazłam się w Dojrzewalni Róż na warsztatach trenerskich opartych na NVC – Nonviolent Communication („Porozumienie bez Przemocy”, w skrócie PbP). To tam po raz pierwszy usłyszałam o empatycznym „języku żyrafy” i agresywnym „języku szakala”. Te dwa style porozumiewania się nazwał amerykański psycholog Marshall Rosenberg, autor książki „Porozumienie bez przemocy”. Stworzył on formułę rozmowy, która umożliwia wzajemne porozumienie nawet w krytycznych sytuacjach biznesowych, prywatnych i rodzinnych.
Paradoksalnie, w świecie naszpikowanym nowymi technikami komunikacji, coraz częściej mamy problemy z porozumiewaniem się. Wiele osób nie wie, że porozumienie należy zacząć od zbudowania kontaktu, który jest podstawą komunikacji. Tworzy więź, nić porozumienia.
Nie przez przypadek dr Rosenberg wybrał żyrafę jako przykład empatyczny. Jej kilkumetrowa szyja sprawia, że widzi dalej niż inne zwierzęta, a jej serce jest największe z serc wszystkich ssaków.
Mówienie językiem żyrafy to mówienie o własnych uczuciach i potrzebach, ale też dostrzeganie uczuć i potrzeb innych. A więc uważność i empatia. Dotarcie do swoich potrzeb stawia nas na właściwe tory.
Dla szczerego wyrażania siebie, jak i empatycznego zrozumienia rozmówcy, stosujemy 4 elementy: fakty (spostrzeżenia), uczucia, potrzeby i prośby. Wykorzystując je w życiu codziennym, naprawdę możemy wyhamować etykietowanie innych, osądzanie, interpretacje, złość. Jeśli nauczymy się transformacji (np. naszej złości) na język faktów, uczuć i potrzeb, to zyskamy więcej energii życiowej. Nic nam bardziej nie odbiera energii niż tłumienie uczuć. Rozcieńczajmy krytykę, dając empatię osobie, która nas krytykuje. I pamiętajmy, że jeśli chcemy dawać innym empatię, to prawda nie jest ważna! Według Marshalla zawsze za krytyką stoi albo prośba, albo podziękowanie. I ta myśl powinna nam przyświecać w codziennych kontaktach.
W PbP odnalazłam wiele elementów, które są między innymi przedmiotem szkoleń oferowanych naszym klientom. Znajdziemy je np. w Fact Based Communication.
Fact Based Communication to zestaw narzędzi, dzięki którym – niezależnie po której stronie komunikacji się znajdujemy – będziemy lepiej rozumieć i będziemy lepiej rozumiani przez innych. W FBC wyróżniamy cztery poziomy komunikacji: poziom faktów oraz 3 kolejne (opinie, emocje i potrzeby), które składają się na interpretację faktów. Brzmi znajomo, prawda?
Fact Based Communication to sposób wymiany informacji oparty na wzajemnym zrozumieniu interpretacji dostępnych faktów. Sprowadzenie komunikacji do faktów, a następnie dopełnienie ich naszymi uczuciami, potrzebami i prośbami, to najlepszy i najbardziej efektywny sposób porozumiewania się. Tak obie strony osiągają status win-win. A stąd już blisko do radości, porozumienia, zrozumienia i sukcesu.
Moim zdaniem i PbP i Fact Based Communication upraszczają skuteczność komunikacji, nazywając rzeczy po imieniu. Są swoistą instrukcją wychodzenia z kolein nawyków oceniania innych i samego siebie.
Nauczmy się języka żyrafy! Mówmy językiem faktów, uczuć i potrzeb. Świadomie nazywajmy nasze potrzeby! Jeśli my nie będziemy tego robić, to świat zewnętrzny raczej o nie nie zadba. I pamiętajmy: „Jeśli chcemy czegokolwiek się nauczyć, musimy brać w tym udział!” (Osho).