
Każdy twój sukces jest początkiem porażki. Każda twoja porażka może być początkiem sukcesu.
W jaki sposób wpadamy w zabójczą spiralę śmierci? Dlaczego właśnie wtedy, kiedy mamy poczucie siły i mocy, powoli rozpoczyna się proces rozpadu? Czy sukces i porażka to dwie strony tego samego medalu? Czy rzeczywiście można opisać rzeczywistość prawem Murphy’ego głoszącym, że: „Jeżeli istnieje prawdopodobieństwo, że coś może pójść źle, to na pewno będzie to właśnie to, co spowoduje największe szkody”.
To właśnie w chwilach największego sukcesu i poczucia zwycięstwa powinniśmy być najbardziej uważni, bo zagrożenie w sposób nieubłagany i konsekwentny nadciąga…
Wszyscy mamy w pamięci wielkich gigantów, znane marki, które mimo swojej potęgi i ogromnych środków poniosły spektakularną i sromotną porażkę.
Kodak przez 120 lat był numerem jeden w branży, ale spóźnił się na przesiadkę z pociągu analogowego do cyfrowego. Choć Kodak w 1975 roku miał 90% rynku filmów do zdjęć analogowych, to jego zjazd po równi pochyłej rozpoczął się w 2003 roku. W styczniu 2012 roku ogłosził bankructwo.
Sławna Nokia. Ten fiński producent telefonów komórkowych zmiażdżył rywali, osiągając pod koniec 2007 roku 50,9% rynku. Ale w 2013 roku, czyli w niespełna 6 lat później, jego udział w rynku telefonów komórkowych spadł do 2,8%.
Z powyższych i wielu innych przykładów widać, że powodzenie nie jest dane raz na zawsze. Przyczyn naszych porażek jest wiele i najczęściej są one złożone.
Spójrzmy na porażkę z perspektywy psychologicznej. Profesor Obłój z Akademii Leona Koźmińskiego uważa, że winna jest inercja. W organizacjach o silnej pozycji przytępia się zmysł krytyczny, pojawiają się coraz liczniejsze i skomplikowane procedury organizacyjne, które zmniejszają elastyczność działania. Duża organizacji przypomina otyłą osobę, która jest ociężała, działa i porusza się dość wolno. Jak temu zaradzić? Jeżeli prawdą jest, że „Kiedyś były firmy małe i duże, dzisiaj są firmy szybkie i martwe”, to bez odsysania tłuszczu ani rusz.
Także bardzo ciekawym spojrzeniem na wchodzenie w spiralę porażki są konstatacje Jima Collinsa, który zasłynął jako autor bestsellera „Od dobrego do wielkiego”. Collins podzielił proces upadku na pięć faz.
Pierwsza faza to pycha wynikająca z sukcesu. Wszyscy znamy tę fazę, w której dominuje narastające przekonanie, że wygrywamy tylko dzięki unikalnym cechom, talentom, umiejętnościom. Zaczynamy być aroganccy i nie rozumiemy przyczyn sukcesu.
Druga faza to niezdyscyplinowana pogoń za kolejnymi sukcesami. Przekonani o własnych racjach i własnej nieomylności wchodzimy w nowe obszary. Nasze decyzje są często całkowicie nieuzasadnione, ponieważ nie towarzyszy im żadna głębsza analiza.
Trzecia faza to odrzucenie ryzyka i niebezpieczeństw – sygnały ostrzegawcze są ignorowane, a my koncentrujemy się na wycinkach rzeczywistości potwierdzających nasze założenia. To niewątpliwie decydująca faza w spirali porażki i śmierci.
Czwarta faza to desperacka walka o ocalenie. Uświadamiamy sobie skalę zagrożenia i podejmujemy chaotyczne i nieprzemyślane działania. Strzelamy na chybił trafił, bez jakiejkolwiek analizy i dyscypliny w działaniu.
Piąta faza to kapitulacja – ponosimy finansowe porażki, morale pracowników spada, co prowadzi albo do długiej wegetacji i walki o przetrwanie, albo upadku.
Niewątpliwie o wiele łatwiej jest ocenić sytuację z zewnątrz, bo wewnątrz zawsze mniej widać.
Z wchodzeniem w spiralę porażki jest jak z nałogiem: zaczynamy palić kilka papierosów dziennie, a za jakiś czas spostrzegamy, że wieczorem nie mamy już całej paczki. Najważniejszy moment – moment uzależnienia – był dla nas niewidoczny.
A więc niech w chwilach uniesienia, sukcesu i mocy analiza i uporządkowanie, czujność i przytomność umysłu będą naszą mantrą. Każdy twój sukces jest początkiem porażki. Każda twoja porażka może być początkiem sukcesu.